10:23 / 23.07.2006 link komentarz (2) | Ileż ja mam mięśni w różnych dziwnych miejscach, a jak one wszystkie bolą...
Wczoraj popołudniu kumple wyciągnęli nas do Lublina na narty wodne. Nikt z nas nie miał pojęcia co i jak, dodatkowo wszystkim wydawało się to takie proste. Ziuuu i jedziesz. Jasne. Zacznijmy od tego, że za pierwszym razem ja poleciałam sobie Ziuuu, a narty zostały na podjeździe. Potem udało się nam (mnie i nartom)zjechać z podjazdu, a potem raczej już pojechać gdzieś dalej. Tylko potem wszyscy się pytali "no ale dlaczego nie wstałaś?" Jak to nie wstałam. Na koniec nawet się udało trochę wyprostować nogi... Nie moja wina, że nie przyniosło to pożądanego efektu.
Koniec końców udało mi się dopłynąć do pierwszego zakrętu. Najgorsze poza momentem startu okazało się wpełzanie do motorówki. Wyglądało idiotycznie. Karpik wrzucany do ładowni. I każdy tam tak lądował. Prawie każdy.
Potem poszliśmy lub pokuśtykaliśmy na spacerek po starówce Lublina. Urokliwa. Zniszczona, tak, ale tylko miejscami, następnym razem nie będę słuchać zrzędzenia różnych warszawiaków, że tam nic nie ma, bo jechałam tam z takim nastawieniem, jakby to były conajmniej Żary. Nie chcę tu nikogo z Żar urazić, ale chyba wszyscy mają świadomość, że składają się głównie z betonowych bloków...
|